Na wezwanie T.R. postanowiłem
wysmażyć kilka słów o nowym dziele Ridley'a Scotta. Oj, bardzo bałem się tej
produkcji. Co prawda zwykłem podchodzić do oglądanych obrazów dając im carte
blanche, ale przecieki na długo przed premierą zakłóciły mój spokój i wzbudziły
obawy. Hollywood będzie się znowu bawić w "odkrywanie" nieboskiego
pochodzenia ludzkości? Obcy, tak - ci
Obcy! - jako wyhodowana sztucznie broń biologiczna? To nie mogło wypalić. A
jednak...
"Prometeusz" nie jest
filmem bez wad, jednak jego zalety przebijają się na pierwszy plan. Fabuła,
wystarczająco tajemnicza, oplatająca bohaterów. Powrót do klasyki - wyprawa
odcięta od wszelkiej pomocy z zewnątrz, badająca mroczne pozostałości nieznanej
rasy... Jeśli ktoś jeszcze żałował, że załoga "Nostromo" nie mogła
bliżej zbadać swojego niespodziewanego odkrycia i podzielić się tym z widzami,
teraz będzie miał okazję zobaczyć parę ciekawych rzeczy pośród dobrze
zaprojektowanej scenerii. Nie jest to co prawda tak dobry powrót do
retro-estetyki jak można było sądzić po trailerach, ale - podobnie jak w nowym
"Starciu Tytanów" - chwała i za to!
Tylko tutaj właśnie pojawia się
Problem. Otóż, "Prometeusz" obroniłby się samodzielnie, bez
konieczności wpisywania go w uniwersum Obcego. Tymczasem, niestety, wprowadza
on do wszechświata Xenomorphów zmiany w ilościach nadprogramowych. Podobnie
uczynił nie tak dawno George Lucas z sagą "Gwiezdnych Wojen" i choć
Ridley Scott przeprowadza rewolucję w dużo lepszym stylu, niesmak pozostaje.
Można by się spodziewać, że najbardziej "oberwie" się Space Jockey'om, którzy teraz stali się "Inżynierami". Tutaj jednak nie
jest źle - o tej rasie z filmów wiedzieliśmy bardzo mało - a powiedzmy, że
komiksy pomijam. Było więc spore pole manewru, na którym Scott mógł się bawić.
Pomysł z przedstawieniem tego, co wcześniej uważaliśmy za "trąbę"
Space Jockey'a jako jego skafandra uważam za całkiem ciekawy. W projektach tych
istot pozostaje najwięcej ze stylu klasycznych filmów z Obcym. Czymś, co z
kolei w uniwersum nie mieści się w żadnym wypadku, jest przedstawiony w filmie
"mix gatunkowy". Tak naprawdę (wbrew temu co piszą niektórzy
dziennikarze) w filmie nie ujrzeliśmy Obcego ani razu, natomiast mogliśmy
podziwiać przedziwny i niepotrzebny miszmasz istot przeradzających sie w coraz
to inne monstra. Mówiąc wprost, w Sali z Głową powinny się znajdować jaja
Obcych, bądź też kontenery z tymi jajami. Bądź też zarodki jakiegoś pre-aliena,
które po połączeniu się z ludźmi zaowocowałyby znanym nam Obcym. Cokolwiek,
byle funkcjonującego w ramach świata znanego i rozwijanego od tylu lat przez
różnych reżyserów i fandom. Niestety, nas uraczono wijami, które w przedziwny
sposób "ten-tegują" z ludźmi, dając w efekcie łańcuch prowadzący
przez różne gatunki, w tym i kosmo-ośmiornicę, aż po pseudo-obcego. Czyli
zabawa będzie kontynuowana w następnych częściach, bo gigerowskiego projektu
nie ujrzeliśmy.
Android David - nie taki jak Bishop,
lecz zasługujący na brawa. |
Wszystko to może być efektem
wprowadzenia do formuły serii zagadnienia "kreacji ludzkości". Sprawa
nietypowa, trudna i tak bardzo podatna na pomysły dziwnych głów. Po "Misji
na Marsa" i różnych hollywoodzkich ufo-sektach mogliśmy się spodziewać
prawdziwej klapy, ideologicznego manifestu, nowej ewangelizacji na miarę
środowisk zdegenerowanych. I tutaj... A niech mnie! "Prometeusz"
potraktował tak drażliwą kwestię w sposób jak najbardziej godny
science-fiction! Nie tylko nie ma tutaj propagandy, ale też wątek poprowadzono
"idąc na całość" - z konfrontacją z "bohaterką wierzącą"
włącznie. I mowa tu nie o postaci wstawionej w celu prymitywnego kontrastowania
"jedynie słusznej wersji" reżysera, jakiejś miernie napisanej rólce
fanatyczki, a o zwyczajnej, pełnoprawnej uczestniczce fabuły! Słowem, wątek
rozegrany dobrze, wcale niejednoznacznie, ale na pewno zasługujący na uwagę
widza. Coś dobrego dzieje się w Hollywood - najpierw antylewacki nowy
"Batman", teraz "Prometeusz" bez scjentologii.
Niestety, wady
"Prometeusza" nie ograniczają się do wprasowywania go w uniwersum
Obcych. Sam film pokazuje bardzo mocne sceny, możliwe, że nawet zbyt ohydne
(kolega podobno byłby zwracał na sali kinowej). Mowa tu zwłaszcza o scenie
"aborcji ośmiornicy". Akurat ta scena stanowi nieco wulgarne
nawiązanie do znanych także z oryginalnego "Obcego" interpretacji
kierujących się w stronę "fobii ciążowej". Biorąc pod uwagę fakt, że
postać oryginalnego Obcego została zlepiona z różnych fobii współczesnego
świata (a te bywają naprawdę dziwne) interpretacja to wcale nie tak oderwana od
rzeczywistości. Tutaj jednak znów szczęśliwie - scena ta nie została
wykorzystana w żaden sposób jako jakaś zawoalowana pochwała aborcji. Poważne
kino to jednak poważne kino.
Natomiast wśród pomysłów, które
aż proszą się o rozpisanie na nowo króluje wątek "Shaggy'ego i
Scooby'ego", tj. dwóch naukowców, którzy mieli nieszczęście zgubić się w
budowli Inżynierów. Najpierw bali się własnego cienia, po to, by gdy zagrożenie
przybyło podjąć próbę przytulania go. Mało prawdopodobne. Podobnie późniejsza
scena, w której geolog morduje członków załogi "Prometeusza" -
ewidentna zrzyna z "Coś" (które nawiasem cenię sobie bardziej niż
"Obcego"!) mająca na celu jedynie pozbycie się paru postaci, a nieposiadająca
żadnego uzasadnienia w świecie filmu ponad jakąś abstrakcyjną
"tajemniczość" dzieł Inżynierów. Bo niby dlaczego geolog, który
zginął od wylania kwasu na twarz miał stać się zombie? Podobne nieścisłości
niestety się w filmie zdarzają - wystarczy wspomnieć jeszcze początkową scenę,
w której widzimy nawiązujące do Inżynierów starożytne malowidła. Tylko skąd
ludzie wiedzieli o Inżynierach, skoro ci jedynie wylali prazupę na powierzchnię
Ziemi? Niby mogli ludzkość odwiedzać także potem, ale tego z filmu się nie
dowiedzieliśmy.
Pomimo tego
"Prometeusz" jest filmem, z którym warto się zapoznać. Szczególnie
jeśli jest się fanem świata Obcych. Bo nareszcie coś się na obcym podwórku
ruszyło.
Mam też nadzieję, że żarty nie
okażą się prawdą, i że "Prometeusza II" nie nakręci Cameron. Mając w
pamięci "Avatara" można się domyślić, że Inżynierowie znienawidzili
ludzkość ze względu na jej nieekologiczne podejście do wszechświata.
Pamiętna scena z "Ósmego pasażera Nostromo". |
P.S. Na sam koniec należy jeszcze
wspomnieć o ultymatywnym, największym i najpoważniejszym zarzucie jaki można
postawić "Prometeuszowi". Premierę światową miał w maju, premierę
polską w lipcu. To ci dopiero postęp, po dziesięciu latach "premier
światowych" (od "Ataku Klonów" w 2002r., jak mniemam).
Bonus: jedna z wcześniejszych (komiksowych) wersji Space Jockey'ów. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz