Jest i zwieńczenie Trylogii. Nie ukrywam, że trochę pogubiłem się tu w koncepcji, a niestety nie było opcji "save&load". Dlatego też wrzucam tylko część zdjęć - na potwierdzenie, że podjętą pracę ukończyłem. Książka oczywiście w rękach P.T.
poniedziałek, 6 sierpnia 2012
Trylogia: Pan Wołodyjowski
Jest i zwieńczenie Trylogii. Nie ukrywam, że trochę pogubiłem się tu w koncepcji, a niestety nie było opcji "save&load". Dlatego też wrzucam tylko część zdjęć - na potwierdzenie, że podjętą pracę ukończyłem. Książka oczywiście w rękach P.T.
"Prometeusz" i iskierka nadziei
Na wezwanie T.R. postanowiłem
wysmażyć kilka słów o nowym dziele Ridley'a Scotta. Oj, bardzo bałem się tej
produkcji. Co prawda zwykłem podchodzić do oglądanych obrazów dając im carte
blanche, ale przecieki na długo przed premierą zakłóciły mój spokój i wzbudziły
obawy. Hollywood będzie się znowu bawić w "odkrywanie" nieboskiego
pochodzenia ludzkości? Obcy, tak - ci
Obcy! - jako wyhodowana sztucznie broń biologiczna? To nie mogło wypalić. A
jednak...
"Prometeusz" nie jest
filmem bez wad, jednak jego zalety przebijają się na pierwszy plan. Fabuła,
wystarczająco tajemnicza, oplatająca bohaterów. Powrót do klasyki - wyprawa
odcięta od wszelkiej pomocy z zewnątrz, badająca mroczne pozostałości nieznanej
rasy... Jeśli ktoś jeszcze żałował, że załoga "Nostromo" nie mogła
bliżej zbadać swojego niespodziewanego odkrycia i podzielić się tym z widzami,
teraz będzie miał okazję zobaczyć parę ciekawych rzeczy pośród dobrze
zaprojektowanej scenerii. Nie jest to co prawda tak dobry powrót do
retro-estetyki jak można było sądzić po trailerach, ale - podobnie jak w nowym
"Starciu Tytanów" - chwała i za to!
Tylko tutaj właśnie pojawia się
Problem. Otóż, "Prometeusz" obroniłby się samodzielnie, bez
konieczności wpisywania go w uniwersum Obcego. Tymczasem, niestety, wprowadza
on do wszechświata Xenomorphów zmiany w ilościach nadprogramowych. Podobnie
uczynił nie tak dawno George Lucas z sagą "Gwiezdnych Wojen" i choć
Ridley Scott przeprowadza rewolucję w dużo lepszym stylu, niesmak pozostaje.
Można by się spodziewać, że najbardziej "oberwie" się Space Jockey'om, którzy teraz stali się "Inżynierami". Tutaj jednak nie
jest źle - o tej rasie z filmów wiedzieliśmy bardzo mało - a powiedzmy, że
komiksy pomijam. Było więc spore pole manewru, na którym Scott mógł się bawić.
Pomysł z przedstawieniem tego, co wcześniej uważaliśmy za "trąbę"
Space Jockey'a jako jego skafandra uważam za całkiem ciekawy. W projektach tych
istot pozostaje najwięcej ze stylu klasycznych filmów z Obcym. Czymś, co z
kolei w uniwersum nie mieści się w żadnym wypadku, jest przedstawiony w filmie
"mix gatunkowy". Tak naprawdę (wbrew temu co piszą niektórzy
dziennikarze) w filmie nie ujrzeliśmy Obcego ani razu, natomiast mogliśmy
podziwiać przedziwny i niepotrzebny miszmasz istot przeradzających sie w coraz
to inne monstra. Mówiąc wprost, w Sali z Głową powinny się znajdować jaja
Obcych, bądź też kontenery z tymi jajami. Bądź też zarodki jakiegoś pre-aliena,
które po połączeniu się z ludźmi zaowocowałyby znanym nam Obcym. Cokolwiek,
byle funkcjonującego w ramach świata znanego i rozwijanego od tylu lat przez
różnych reżyserów i fandom. Niestety, nas uraczono wijami, które w przedziwny
sposób "ten-tegują" z ludźmi, dając w efekcie łańcuch prowadzący
przez różne gatunki, w tym i kosmo-ośmiornicę, aż po pseudo-obcego. Czyli
zabawa będzie kontynuowana w następnych częściach, bo gigerowskiego projektu
nie ujrzeliśmy.
Android David - nie taki jak Bishop,
lecz zasługujący na brawa. |
Wszystko to może być efektem
wprowadzenia do formuły serii zagadnienia "kreacji ludzkości". Sprawa
nietypowa, trudna i tak bardzo podatna na pomysły dziwnych głów. Po "Misji
na Marsa" i różnych hollywoodzkich ufo-sektach mogliśmy się spodziewać
prawdziwej klapy, ideologicznego manifestu, nowej ewangelizacji na miarę
środowisk zdegenerowanych. I tutaj... A niech mnie! "Prometeusz"
potraktował tak drażliwą kwestię w sposób jak najbardziej godny
science-fiction! Nie tylko nie ma tutaj propagandy, ale też wątek poprowadzono
"idąc na całość" - z konfrontacją z "bohaterką wierzącą"
włącznie. I mowa tu nie o postaci wstawionej w celu prymitywnego kontrastowania
"jedynie słusznej wersji" reżysera, jakiejś miernie napisanej rólce
fanatyczki, a o zwyczajnej, pełnoprawnej uczestniczce fabuły! Słowem, wątek
rozegrany dobrze, wcale niejednoznacznie, ale na pewno zasługujący na uwagę
widza. Coś dobrego dzieje się w Hollywood - najpierw antylewacki nowy
"Batman", teraz "Prometeusz" bez scjentologii.
Niestety, wady
"Prometeusza" nie ograniczają się do wprasowywania go w uniwersum
Obcych. Sam film pokazuje bardzo mocne sceny, możliwe, że nawet zbyt ohydne
(kolega podobno byłby zwracał na sali kinowej). Mowa tu zwłaszcza o scenie
"aborcji ośmiornicy". Akurat ta scena stanowi nieco wulgarne
nawiązanie do znanych także z oryginalnego "Obcego" interpretacji
kierujących się w stronę "fobii ciążowej". Biorąc pod uwagę fakt, że
postać oryginalnego Obcego została zlepiona z różnych fobii współczesnego
świata (a te bywają naprawdę dziwne) interpretacja to wcale nie tak oderwana od
rzeczywistości. Tutaj jednak znów szczęśliwie - scena ta nie została
wykorzystana w żaden sposób jako jakaś zawoalowana pochwała aborcji. Poważne
kino to jednak poważne kino.
Natomiast wśród pomysłów, które
aż proszą się o rozpisanie na nowo króluje wątek "Shaggy'ego i
Scooby'ego", tj. dwóch naukowców, którzy mieli nieszczęście zgubić się w
budowli Inżynierów. Najpierw bali się własnego cienia, po to, by gdy zagrożenie
przybyło podjąć próbę przytulania go. Mało prawdopodobne. Podobnie późniejsza
scena, w której geolog morduje członków załogi "Prometeusza" -
ewidentna zrzyna z "Coś" (które nawiasem cenię sobie bardziej niż
"Obcego"!) mająca na celu jedynie pozbycie się paru postaci, a nieposiadająca
żadnego uzasadnienia w świecie filmu ponad jakąś abstrakcyjną
"tajemniczość" dzieł Inżynierów. Bo niby dlaczego geolog, który
zginął od wylania kwasu na twarz miał stać się zombie? Podobne nieścisłości
niestety się w filmie zdarzają - wystarczy wspomnieć jeszcze początkową scenę,
w której widzimy nawiązujące do Inżynierów starożytne malowidła. Tylko skąd
ludzie wiedzieli o Inżynierach, skoro ci jedynie wylali prazupę na powierzchnię
Ziemi? Niby mogli ludzkość odwiedzać także potem, ale tego z filmu się nie
dowiedzieliśmy.
Pomimo tego
"Prometeusz" jest filmem, z którym warto się zapoznać. Szczególnie
jeśli jest się fanem świata Obcych. Bo nareszcie coś się na obcym podwórku
ruszyło.
Mam też nadzieję, że żarty nie
okażą się prawdą, i że "Prometeusza II" nie nakręci Cameron. Mając w
pamięci "Avatara" można się domyślić, że Inżynierowie znienawidzili
ludzkość ze względu na jej nieekologiczne podejście do wszechświata.
Pamiętna scena z "Ósmego pasażera Nostromo". |
P.S. Na sam koniec należy jeszcze
wspomnieć o ultymatywnym, największym i najpoważniejszym zarzucie jaki można
postawić "Prometeuszowi". Premierę światową miał w maju, premierę
polską w lipcu. To ci dopiero postęp, po dziesięciu latach "premier
światowych" (od "Ataku Klonów" w 2002r., jak mniemam).
Bonus: jedna z wcześniejszych (komiksowych) wersji Space Jockey'ów. |
Batman raz jeszcze
Jakkolwiek ograniczony może być zasięg tej wiadomości, myślę, że pewne rzeczy zasługują na rozpowszechnianie każdą drogą.
Nie chcę uciekać od związanej z poprzednim postem masakry na pokazie nowego "Batmana" w USA. Uważam jednak, że stanowczo zbyt wiele słów zostało zmarnowanych na analizowanie zbrodniarza. Bo tam działy się rzeczy, które naprawdę zasługują na uwagę świata. Marynarze US Navy, którzy własnymi ciałami zasłonili widzów. Chłopak, który w podobny sposób uratował swoją dziewczynę, oddając życie. Inna dziewczyna, która bez żadnego przygotowania medycznego ocaliła koleżankę. John Larimer, Jonathan Blunk, Matthew Robert McQuinn, Stephanie Davies... To jest najważniejsze. To powinno się stać przykładem dla nas wszystkich.
Jest tyle spraw, o których można tutaj napisać. O szukaniu sensacji, epatowaniu zbrodnią, krokodylich łzach dziennikarzy i widzów, traktujących nowe wiadomości jako kolejne odcinki swojej ulubionej telenoweli... Ale całe to zło nie zasługuje na to, by poświęcać mu czas przy rzeczach naprawdę ważnych.
Dziękuję Pawłowi Burdzemu za jego tekst "Morderca zszedł z ekranu", który ukazał się ostatnio. Gdyby nie on, nie dowiedziałbym się o tym, co naprawdę stało się w kinie w Aurorze w Kolorado.
Subskrybuj:
Posty (Atom)